Geoblog.pl    nabogato    Podróże    Od Norwegii po Afrykę, czyli jak zwiedzać Półwysep Iberyjski    Gaudi, Gaudi, wszędzie Gaudi
Zwiń mapę
2012
01
wrz

Gaudi, Gaudi, wszędzie Gaudi

 
Hiszpania
Hiszpania, Barcelona
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6115 km
 
Sobota - końcówka wyprawy i jeszcze jeden dzień leniuchowania do późna. Zanim wgraliśmy zdjęcia i uruchomiliśmy sezon na zupki chińskie minęło sporo czasu, ale można to sobie łatwo wytłumaczyć obowiązującym w Hiszpanii trybem życia. Tutaj tłumy pojawiają się na ulicach dopiero po sjeście - wcześniej nikt nie chce wychodzić z domu; lepiej przeczekać w cieniu upał. Sami funkcjonujemy już nieco inaczej - kiedy wreszcie zebraliśmy się do wyjścia, byliśmy z powrotem na drugą w nocy. Nasz spacer przebiegał mniej więcej trzyfazowo :)

Najpierw wałęsaliśmy się tam, gdzie zwykle, czyli między Łukiem Triumfalnym a pomnikiem Kolumba - po Via Laietana, La Rambli i Gothic Quartier. Ze względu na wczorajsze problemy żołądkowe nie mieliśmy ochoty na większy posiłek i postanowiliśmy zainwestować w owoce (brzoskwinie, gruszki i śliwki). Dalej zatrzymała nas grupa sześciu roześmianych grajków, którzy występowali pod szyldem Microguagua. Weseli i roztańczeni wśród podrygujących dredów skusili mnie po zaledwie czterech numerach na zakup ich płyty (ni to reggae, ni to world music, sama nie wiem, ale brzmi bardzo pozytywnie). Potem okazało się, że jednak jesteśmy trochę głodni, więc odnaleźliśmy pizzerię, którą polecał nam Dawid (dość duży kawałek za 2 euro - i tak drogo, ale ciężko znaleźć coś tańszego) i wszamaliśmy zadowoleni pizzę z cebulą i keczupem. Właściwie szliśmy w tamte rejony w celu odnalezienia Eduardo i Romana, czyli gitarzystów popularnych w serwisie YouTube (w przyszłym roku zagrają na festiwalu Bonawentura, organizowanym przez mojego tatę). Wojtek zlokalizował ich wcześniej na Google Maps, więc pokluczyliśmy trochę i natknęliśmy się na nich, rozkładających się wśród scenerii dobrze znanej z Internetu. Wojtek też gra na gitarze, więc przygadał z nimi, żeby zagrali jakiś kawałek Paco de Lucia, co też z przyjemnością uczynili. Posłuchaliśmy ich trochę (trzeba przyznać, że grają świetnie; są niesamowicie precyzyjni), pozdrowiłam ich od taty, dostaliśmy dwie płyty w prezencie (jedną kupiliśmy sami) i ruszyliśmy dalej.

Kolejnym punktem programu miało być bliższe przyjrzenie się słynnej Barcelonie Gaudiego. Zaczęliśmy od spaceru wzdłuż Passeig de Gracia, gdzie stało parę budynków jego projektu (pofalowane, z nierównymi oknami, słowem - z paruset metrów widać już, co to za architekt). Po drodze Wojtek kupił sobie zarąbisty T-shirt, co przyniosło ogólną radość, bo od jakichś trzech tygodni obydwoje silnie odczuwamy deficyt ubrań. Zatrzymywaliśmy się też w celu obczajenia cen obiadów (cóż, Katalonia nie należy do najtańszych miejsc w Europie). Uszliśmy kawał drogi, aż pod Sagradę Familię, którą można podziwiać na zdjęciach - została już objęta naszym eurobusinessowym aktem własności :) Katedra jest w wiecznej budowie - już 200 lat nie mogą jej skończyć, a i nie zanosi się na nagłe przyspieszenie roboty, ale kiedy już stanie gotowa i w pełnej krasie, nie będzie miała sobie równych. Natknęliśmy się jeszcze na grasującą w ogrodzie myszkę i pomknęliśmy dalej śladami Gaudiego - odwiedzić jeszcze raz (na spokojnie i ze zdrowymi brzuchami) Park Guell. Tam miała miejsce owocna sesja zdjęciowa z gatunku Beauty (wzorem najnowszych trendów podchwyconych w Top Model :D) i zapanował ogólny chillout. Spotkaliśmy Polaków, posłuchaliśmy pana grającego na Hangu, zakupiłam po promocyjnej cenie wisiorki-sówki (utarg był chyba słaby, bo pan nie miał wydać nawet z 10 euro), a na koniec pstryknęliśmy sobie pożegnalną fotę z Jaszczurem. Na drogę powrotną nie mieliśmy już za wiele siły, zresztą było już po 20, a chcieliśmy zdążyć na słynny pokaz fontann, więc wsiedliśmy w metro prosto na Plac Espana.

I tak rozpoczęła się ostatnia seria sobotnich atrakcji. Przywitał nas długi rząd wysokich fontann, na końcu którego wytryskała ta największa i najpiękniejsza - królowa wakacyjnych weekendów, tzw. "Tańcząca Fontanna Palau Nacional". Tłumy nie do opisania, jak i zresztą samo show. Głośna, współczesna muzyka, do tego zsynchronizowane wystrzały wody, dym, kolory, ochy i achy widowni - rzeczywiście imponujące widowisko, nie jakiś tam niski siurek fikający nieśmiało w rytm Do Elizy. Poza tym wszystko działo się w przepięknym otoczeniu - za nami wspomniany pałac, przed nami i wszędzie wokół miliardy mniejszych fontann, gdzieś w oddali ładnie podświetlony zamek... Siedzieliśmy tak z godzinę (ze swojej strony dodam, że nic nie smakuje tak dobrze, jak porządny hot-dog spożyty w takich warunkach), a potem podeszliśmy jeszcze na wzgórze, żeby zobaczyć nocną panoramę miasta. Nadszedł czas na powrót - mimo mżawki wybraliśmy opcję pójścia pieszo, żeby po drodze wyniuchać jakieś większe jedzenie, bo byliśmy już bardzo głodni. Zatrzymaliśmy się w jakiejś pizzerii, gdzie zamówiliśmy przepyszną pizzę z cebulą, papryką i pieczarkami, a nawet białe, belgijskie piwo (serio "na bogato" - w końcu ostatnia noc za granicą!) - nawet nie wyszło tak drogo. Chcieliśmy jeszcze podejść nad wybrzeże, żeby znaleźć knajpę ociekającą Kavą (tutejszym, musującym winem), którą poleciła nam Zuzia - niestety nie udało nam się, za to znaleźliśmy po drodze plac zabaw z bardzo wygodnymi huśtawkami. Będąc w okolicy Łuku Triumfalnego przyszło nam do głowy, żeby wpaść do Dawida - napisał nam wcześniej, że zostawiliśmy u niego ładowarkę. Mimo, że dochodziła 1 w nocy, wiedzieliśmy, że go nie obudzimy - i rzeczywiście, na mieszkaniu toczyło się zwykłe życie. Co zabawne, Dawid wręczył nam ładowarkę, która w ogóle nie była nasza; okazało się, że swoją mam w domu, tylko po jego smsie nawet nie przyszło mi do głowy, żeby to sprawdzić. Posiedzieliśmy tam jeszcze chwilę i wróciliśmy na mieszkanie Zuzi - znowu nie było jej na noc, ale mogliśmy przekimać się w jej pokoju. Zasnęliśmy późno, dopiero jakoś po trzeciej. Tym sposobem jeszcze przed spaniem przywitaliśmy ostatni dzień naszej wyprawy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (19)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
nabogato
NGW (Nieduża Grupa Wyprawowa)
RK, WW
zwiedzili 2.5% świata (5 państw)
Zasoby: 20 wpisów20 19 komentarzy19 251 zdjęć251 1 plik multimedialny1