Geoblog.pl    nabogato    Podróże    Od Norwegii po Afrykę, czyli jak zwiedzać Półwysep Iberyjski    Utknęliśmy w miejscu
Zwiń mapę
2012
29
sie

Utknęliśmy w miejscu

 
Hiszpania
Hiszpania, Málaga
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5344 km
 
Ze względu na dokuczające mi całą noc komary trudno mówić o jakiejkolwiek pobudce, ale dla uproszczenia załóżmy, że takowa nastąpiła i że wstaliśmy z łóżka jeszcze przed ósmą. Pan Fernando musiał jechać wcześnie do Madrytu, więc zamówił taksówkę i sam wysiadł pod dworcem, a nam opłacił przejazd aż do wylotówki z Malagi. Zadowoleni zaopatrzyliśmy się w prowiant na stacji benzynowej i zjedliśmy na przystanku, wzbudzając tym zainteresowanie przechodniów. Wszystko szło szybko i sprawnie, więc z dobrymi humorami uruchomiliśmy nasze kciuki (liczyliśmy na błyskawiczne złapanie czegoś do Almerii). Po 20 minutach zorientowaliśmy się, że owszem, stoimy na wjeździe na autostradę, ale do Granady. Podeszliśmy kawałek dalej, pod górę, i niezrażeni kontynuowaliśmy łapanie. Przez parę godzin na moje błagalnie złożone ręce zatrzymała się jedna kobieta, która niestety zjeżdżała zaraz na plażę. Wtedy odkryliśmy, że dostanie się do Walencji wybrzeżem Hiszpanii po prostu nie może się udać, bo nikt nie pokonuje dużych odległości - wszyscy jadą nad morze. To tłumaczyło bezowocne stanie w pełnym słońcu, nieokreślone gesty kierowców oraz obecność kajaków i innych akcesoriów plażowych walających się po co drugim samochodzie. Nic to, resztkami sił wróciliśmy do zjazdu na Granadę i spędziliśmy tam kolejną godzinę, na co nie znaleźliśmy już żadnego wytłumaczenia poza nieskończonym pechem. Zrezygnowani znaleźliśmy przystanek autobusowy i podjechaliśmy do centrum, żeby móc znaleźć dworzec i wyjechać z tego przeklętego miasta.
Wysiedliśmy zaraz pod McDonaldem - tu standardowo nastąpiły po sobie szybki przegląd internetowy i równie szybki obiad. Malaga jest autentycznie niechętna biednym podróżnikom - nawet w Macu powyłączano gniazdka i nie mogliśmy doładować telefonów. Nasza sytuacja po wstępnej orientacji wyglądała tak: środek dnia, autobus do Walencji startuje o 21.30 i kosztuje 55 euro (za to automatycznie likwiduje problem noclegu), kończy nam się miejsce na karcie do aparatu i bolą nas plecy. Stwierdziliśmy, że w obecnej sytuacji nie ma co udawać, że kiedyś wyjedziemy stąd za darmo i do wieczora zajęliśmy się poprawianiem jakości naszego bytu. Najpierw dobrnęliśmy do informacji turystycznej po mapę Malagi, a ta już znacznie ułatwiła szukanie dworca i zabytkowego centrum. Kiedy dotarliśmy na stację uświadomiliśmy sobie, że byliśmy tu sporo godzin temu, kiedy rozdzieliliśmy się z Fernando, co już całkiem przesądziło o absurdzie istnienia. Kupiliśmy bilety i zostawiliśmy plecaki (3,20 za ogromną szafkę). Nawet nie tak źle - gdyby nie to, że za pierwszym razem pożarło mi pieniądze, bo korzystałam z hiszpańskiej instrukcji obsługi, mimo że 20cm dalej wisiała angielska. Lżejsi o jakieś 25 kilo mogliśmy ruszyć w teren. Zwiedzając stale rozglądałam się za Stradivariusem, w którym nie zdążyłam kupić butów, będąc w Sewilli - niestety w Maladze obowiązywała już nowa kolekcja.
Zabytkowa dzielnica skupiona jest na niewielkim obszarze, więc w godzinkę rzuciliśmy okiem na największe atrakcje: ogromną Katedrę (najpierw wydawała mi się nawet większa, niż ta w Sewilli), ładnie zdobione budynki muzeów i przeuroczy i klimatyczny kościółek Iglesia de Santiago (z bardzo nachalną babeczką przy drzwiach wejściowych). Śledziliśmy też przez chwilę zasłyszanych Polaków - zabawnie jest słuchać, jak nasi turyści potrafią wszystko fachowo skomentować. Przeszliśmy jeszcze w stronę ruin rzymskich - Alcazaby i teatru rzymskiego - i udaliśmy się w drogę powrotną. W ogromnym upale nie obeszło się bez malutkiego piwka, wypitego na ulicy (wyglądało niegroźnie, zupełnie jak Cola). Zrobiliśmy zakupy do autobusu i wpadliśmy do wyhaczonej wcześniej kawiarenki internetowej. Niestety wyszliśmy po kwadransie, bo nie działał czytnik kart do aparatu, ale przynajmniej kobieta zza lady podładowała mi telefon. Na dworcu szybko przebrałam się w cieplejsze ciuchy, ogarnęliśmy bagaże i uzbrojeni w berberyjski kocyk ruszyliśmy do autobusu firmy ALSA. Po drodze zdążyłam jeszcze rozwalić sobie paznokieć, i to w połowie, co znacznie utrudniało mi ruchy przez kolejne dni. Autobus ruszył niemalże punktualnie, a my staraliśmy się zasnąć - z miernym skutkiem, przy czym Wojtek podzielił mój los z poprzedniej nocy i nie spał praktycznie w ogóle, a mnie udało się trochę przekimać. Cóż, Malaga dołączyła do Almady i teraz obydwie figurują na krótkiej liście dużych miast, którym udało się nas pokonać.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
nabogato
NGW (Nieduża Grupa Wyprawowa)
RK, WW
zwiedzili 2.5% świata (5 państw)
Zasoby: 20 wpisów20 19 komentarzy19 251 zdjęć251 1 plik multimedialny1